– W głębi duszy czuję się wygrany. Na innym terenie mógłbym wygrać – przyznał Maciej Sulęcki w rozmowie z Maciejem Barszczakiem. Polak w niedzielę przegrał na punkty z Danielem Jacobsem w walce wieczoru gali w Nowym Jorku.
Maciej Sulęcki o sędziowaniu:
– Ten wynik przy takim przebiegu walki wydaje się być żartem. Zdawałem sobie sprawę, że walczę z gospodarzem, zawodnikiem w którego inwestowane są ogromne pieniądze i nie będzie łatwo o zwycięstwo. Gdy usłyszałem punktację, to stwierdziłem, że ktoś oglądał inny pojedynek. Najfajniejszym wynikiem byłby remis, ale staram się nie patrzeć wstecz i uważam, że to była dobra i wyrównana potyczka. Udowodniłem, że mogę wygrywać z najlepszymi. W głębi duszy czuję się zwycięzcą, bo wiem, że na innym terenie mógłbym wygrać.
Maciej Sulęcki o trenerze:
– Mogę go nazwać moim pięściarskim "papą". Ma na mnie ogromny wpływ, jest autorytetem. To moje oczy w ringu, potrafi rozszyfrować każdego rywala w najdrobniejszym detalu. Jeżeli Andrzej Gmitruk mówi mi coś w narożniku, to jest to dla mnie świętość. Współpraca między nami układa się doskonale, mamy spory zapas i w każdym pojedynku będziemy coraz lepsi.
Maciej Sulęcki o przyszłości:
– Chcę rewanżu, ale mam świadomość, że praktycznie nie będzie możliwy. Pojechałem do Stanów jako nikomu nieznany zawodnik, który miał zostać znokautowany po trzech, czterech rundach. Możliwe, że stałem się zbyt groźny, bo jeśli poradziłem sobie w taki sposób z Jacobsem, to poradzę sobie z każdym. Mój cel jest niezmienny. Chciałbym zmierzyć się z Giennadijem Gołowkinem, bo to prawdziwa
"maszyna" i jeszcze większe wyzwanie. Po walce w Nowym Jorku czułem niedosyt, a walka z Gołowkinem pozwoliłaby mi wejść na jeszcze wyższy poziom.